środa, 2 stycznia 2013

Zakazana miłość VI


Klaus : 

Świeża krew tej dziewczyny dodała mi sił i poprawiła nastrój. Szybko wróciłem do domu by doprowadzić się do porządku. Wziąłem prysznic, zmieniłem ubranie i zszedłem na dół, prosto do jadalni. Przy stole siedziała Rebekah. Pisała coś na niewielkich kartkach. Przypominało to zaproszenia. Chcąc dowiedzieć się o co chodzi, przysiadłem się do siostry.
- Miło, że zachciałeś w końcu pojawić się w domu. - Odezwała się pierwsza. Na ustach wykwitł jej kpiący uśmieszek, jakby bawiła ja ta sytuacja.
- Oh, a skąd ci przyszło do głowy, że ZECHCIAŁEM w końcu się tu pojawić ? - Odparłem uśmiechając się jeszcze szerzej. To chyba zdenerwowało blondynkę.
- Nie bądź taki mądry braciszku bo dostaniesz zakaz wstępu na jutrzejszy bal. - Powiedziała Rebekah.
- Jaki znowu bal ? - Zapytałem podejrzliwie . - Nie miałaś już czego wymyślić ? - Dodałem.
- Nie bądź taki marudny. Przyda nam się zabawa w klasycznym stylu. No wiesz Nik, mam na myśli suknie, szampan, klasyczne tańce... Jednymi słowy - nasz klimat, czyż nie ? - Zapytała pierwotna nieco zbyt podekscytowana. Nie podobał mi się ten pomysł. Chyba że, u mojego boku pojawi się na balu Caroline. Wtedy przyjęcie mogłoby się udać, moim zdaniem oczywiście.
- Dla twojej barbie też wysyłam zaproszenie... - Powiedziała Rebekah uśmiechając się podejrzanie. Chyba czytała mi w myślach. Może powinna być wiedźmą a nie wampirzycą... Intrygujący fakt. A może po prostu to ta cała kobieca intuicja. Zresztą jakie to ma znaczenie, sam siebie skarciłem w myślach.
- Powodzenia w przygotowaniach. - Rzuciłem uśmiechając się szeroko i w wampirzym tempie skierowałem się do mojej sypialni. Było to chyba najjaśniejsze pomieszczenie w całym domu, nawiasem mówiąc. Nagle poczułem wibracje telefonu. Wyciągnąłem urządzenie z kieszeni po czym nacisnąłem słuchawkę, mimo że nie znałem numeru.
- Halo ? - Wypowiedziałem standardowe słowo rozpoczynające chyba każdą rozmowę telefoniczną.
- Witaj Klaus. - Powiedział jakiś damski głos. Nagle mnie olśniło.
- Madeleine... - Mruknąłem zdziwiony.
- No brawo, szybko się zorientowałeś. Myślałam, że dłużej to potrwa, miałabym ubaw. - Powiedziała.
- A może tak przejdźmy od razu do tego, czego tak właściwie ode mnie chcesz ? - Zapytałem poirytowany.
- Nie bądź taki niecierpliwy kochanie, już ci wszystko tłumaczę. Sprawa jest prosta - lepiej skończ znajomość z tą blondyneczką bo może jej się stać krzywda, Chyba znasz moje możliwości i wiesz co jestem w stanie zrobić gdy nie dostaje tego czego chcę ? - Mówiła Madeleine.
- Odebrało ci chyba rozum. Nie chcę być niekulturalny, ale nie masz prawa się wtrącać do mojego życia. - Odrzekłem zdenerwowany. Ledwo panowałem nad sobą.
- W takim razie będę zmuszona ją zabić... Wszystko zależy od ciebie Klaus. - Powiedziała dziewczyna głosem przepełnionym pewnością siebie. Mógłbym przysiąc, że uśmiechała się w tej chwili. Już miałem zacząć się na nią wydzierać gdy nagle się rozłączyła.
- Cholera jasna ! - Krzyknąłem. Jedyne co teraz czułem to furia i wściekłość a także strach. Strach o to co może stać się Caroline. Nie mogłem do tego dopuścić. Ale skąd mogłem wiedzieć, że Madeleine jeszcze w ogóle pamięta o moim istnieniu ? Moja przygoda z nią zakończyła się naprawdę dawno temu. Będzie już z jakieś pół wieku. Była służącą w domu mojej rodziny. Pamiętam, że Rebekah zawsze nią pomiatała. Za to ja wdałem się z nią w romans, pociągał mnie zapach jej krwi, jej kruchość, to, że była mną taka oczarowana. Zakończyłem tę znajomość gdy Elijah pod wpływem impulsu przemienił Madeleine w wampira. Do dziś mi nie powiedział co go do tego skłoniło, ale przypuszczałem, że coś do niej czuł i po prostu nie chciał jej stracić. A o naszym romansie chyba po prostu nie wiedział. Ale żeby miała czelność odzywać się po takim czasie i grozić Caroline ?! Jakaś sfrustrowana suka... Ale był pewien problem. Ona naprawdę może zabić Caroline. Madeleine jest wampirem dość nietypowym. Ma jakieś dodatkowe zdolności, nie jest jasne skąd się to u niej wzięło. Potrafi umysłem sprawić by inni tracili przytomność. Więc nawet nie mógłbym uratować Caroline... Ale przecież nie mogę jej teraz tak zostawić, nie po tym wszystkim co osiągnąłem. Musiał być inny sposób... Ale żaden nie przychodził mi do głowy. Wszystko jakby runęło w jednej chwili. Zacząłem bez zastanowienia demolować cały pokój. Rzucałem o ścianę meblami, tłukłem wazony, niszczyłem wszystko co miałem pod ręką. Byłem wściekły i bezsilny.
- Nik ! Nik, uspokój się i powiedz co się stało ! Co cię tak rozwścieczyło, że niszczysz cały pokój ? Wiesz ile czasu zajmie mi odnowienie go ?! - Krzyczała w progu Rebekah. Tylko irytowała mnie jeszcze bardziej. Nie odpowiedziałem jej. Cały czas łamałem kolejne elementy pomieszczenia. Rebekah tylko krzyknęła coś o tym, że już mi kompletnie odbiło i wyszła. Ma szczęście bo jeszcze chwila i ją też bym połamał.

Caroline :

Obudził mnie donośny dźwięk, jakby coś się stłukło. Poderwałam się z łóżka i od razu tego pożałowałam. Głowa mi pękała. Kac widać dotyka nawet wampiry. Szkoda tylko, że aspiryna na niego nie pomaga.
- Wszystko gra ?! - Zawołałam .
- Tak tak, tylko kubek spadł na podłogę i się stłukł ! - Odkrzyknęła mi mama. Ziewnęłam, przeciągnęłam się i wstałam z łóżka. Po pokoju porozrzucane były strzępy mojej wczorajszej sukienki. Całe szczęście, że pamiętałam większość wydarzeń. Ale sukienki było mi szkoda. Pomijając już tą sukienkę, wzięłam z szafy czyste ubrania i poszłam pod prysznic. Letnia woda działała kojąco na obolałe mięśnie a i głowa mnie mniej bolała. I właśnie wtedy znowu zaczęłam myśleć o Klausie. Wczoraj zachował się naprawdę cudownie. Tylko jak go spotkam to chyba zapadnę się pod ziemię. Poczułam okropny wstyd. Rzuciłam się wczoraj na niego jak jakaś niewyżyta seksualnie. Co on sobie musiał pomyśleć. Wolałam nawet tego nie wiedzieć. I przez jakiś czas powinnam go chyba unikać... Tak, to na najlepsze rozwiązanie. Wyszłam spod prysznica mając w głowie obrazy z wczorajszego wieczoru. Te wargi hybrydy błądzące po moim ciele, ten hipnotyzujący wzrok, jego dłonie głaskające mnie po głowie. Dawno nie czułam się przy nikim tak jak przy nim. Nie nie nie ! Nie myśl o tym Caroline ! Przecież to jest chore, to nie ma sensu... Eh, samej siebie nie umiałam przekonać a co dopiero Klausa. Pewnie teraz czuje się usatysfakcjonowany, że dostaje to czego chce. Ubrałam się i wróciłam do pokoju. Ogarnęłam nieco jego wygląd i zabrałam się za ścielenie łóżka, jednak zwróciłam uwagę na małą karteczkę. Wzięłam ją i wzięłam się za czytanie zawartości.

" Kochana Caroline !
Wybacz, że tak tajemniczo zniknąłem, ale mam kilka spraw do załatwienia. Mam cichą nadzieję, że pamiętasz wczorajszy wieczór oraz noc. Gdybyś jednak nie pamiętała, to od razu uprzedzam, że do niczego poważniejszego między nami nie doszło. Nie masz się czego obawiać. Klaus "


Zaczęłam chichotać, zabawne jest to, jak mnie uprzedził że nic się nie wydarzyło. Bał się, że go za to zabiję, czy co ? Znowu zachichotałam i wsadziłam liścik do szuflady nocnej szafki. Poszłam do kuchni, mamy już nie było w kuchni i z tego co zauważyłam nie było jej w ogóle w domu. Z pracy dopiero wróciła więc nie miałam pojęcia gdzie może być. Zmarszczyłam brwi myśląc nad tym po czym wzięłam z lodówki torebkę krwi i wypiłam jej zawartość. Od razu poczułam się lepiej. Ból głowy prawie całkowicie mnie opuścił. Usłyszałam dzwonek do drzwi, a w drzwiach Elenę. Zdziwiona uścisnęłam ją przyjacielsko.
- Wejdź do środka, a nie tak stoisz. - Powiedziałam uśmiechnięta.
- Dzięki Caroline. Słuchaj, nic mnie nie obchodzi czy tego chcesz czy nie ale jutro idziemy na bal. - Powiedziała dziewczyna unosząc lekko brwi i uśmiechając się zadziornie.
- Jaki znowu bal ? Coś ty wymyśliła ? - Zapytałam z obawą w głosie.
- Przyjęcie u Mikaelsonów. Piękne suknie i dobry szampan. No i... Klaus . - Elena zachichotała.
- Dobrze, niech ci będzie, pójdziemy tam. Tylko musimy sobie załatwić sukienki. - Odparłam. Elena pisnęła jak małe dziecko. Była strasznie szczęśliwa. Ostatnio prawie zawsze taka była. Widać u boku Damona jednak odnalazła to czego szukała. Cieszyłam się z tego faktu. Kilka minut później już byłyśmy w drodze do jakiegoś sklepu.

Klaus :

Siedziałem na jednym z krzeseł w salonie który teraz wyglądał zupełnie inaczej niż jeszcze wczoraj. Wszędzie było dużo miejsca, tak by można było tańczyć. Gdzieniegdzie stały szykowne stoliki a na nich tace z kieliszkami wypełnionymi szampanem. Wszystko wyglądało jak z innej epoki. Podobał mi się ten klimat, ale nie aż tak by cieszyć się jak moja siostra. W dodatku ja będę się w przeciwieństwie do niej męczył na tym przeklętym przyjęciu. Muszę włożyć całą swoją siłę w to by ignorować Caroline lub nawet być dla niej nieuprzejmym. To będzie prawdziwa tortura... Nic tylko się cieszyć !
***
Właśnie rozmawiałem z panią burmistrz, popijając drogiego szampana gdy dostrzegłem wchodzącą do środka Caroline i jej przyjaciółkę - Elenę Gilbert oczywiście. Pewnie przyszli z nią też ci jej obrońcy, bo bez nich ani rusz. Ah, ten ich trójkącik mnie rozwalał. Mój wzrok utkwił na postaci wampirzycy o blond włosach. Caroline miała długą i obfitą suknię w kolorze szmaragdowym. Włosy były specjalnie na tę okazję upięte z tyłu głowy, a kilka kosmyków opadało na jej anielską twarz. Wyglądało ślicznie. A gdy uśmiechnęła się do mnie, myślałem że dostanę zawału. Jej uroda zwalała mnie z nóg. Opamiętałem się i przybrałem jak najbardziej obojętny wyraz twarzy. Odwróciłem twarz w inną stronę. Ostatnie co ujrzałem to zdziwienie i niedowierzanie na twarzy Caroline. Chwile potem już jej nie było, gdzieś poszła, znikając mi z oczu. Wolałbym wiedzieć co się z nią dzieję, ale nie mogłem narażać jej na niebezpieczeństwo ze strony Madeleine. Przyjęcie mijało mi bez większej radości. Chodziłem tylko po domu, zabawiając gości pogawędką. W pewnym momencie poczułem szarpnięcie za ramię. Od razu się odwróciłem gotowy do ataku. Jednak ujrzałem tylko Caroline. Lub może aż Caroline. Ścisnęło mnie w gardle, nie wiedziałem co robić. Musiałem przecież zachować obojętny wyraz twarzy, musiałem wykazać się siłą woli.
- Mogę w czymś pomóc ? - Zapytałem uprzejmie lecz chłodno.
- Coś się stało ? - Zapytała wampirzyca zdziwionym głosem. W jej oczach dostrzegłem błysk smutku. Ale musiałem być twardy, musiałem ją od siebie odtrącić... Musiałem ją zranić. To jedyne wyjście. Wziąłem głęboki wdech by dodać sobie odwagi.
- Caroline, ja dostałem już to czego chciałem. To koniec mojej gry. Celem było uwieść twoją skromną osóbkę. I udało mi się to wczoraj, mimo, że sam to przerwałem. Powiedzmy, że polubiłem cię i nie chciałem wyjść na skończonego chama który cię przeleci i odtrąci. Ale prawda jest taka, że zaczęło mnie już to nudzić. Muszę znaleźć sobie jakąś inną rozrywkę. - Powiedziałem chłodnym, wrogim wręcz głosem. W sercu czułem potworny ból, jakbym miał zaraz umrzeć. Nagle poczułem mocny cios na policzku. Caroline załkała cicho i pobiegła w przeciwną stronę. Osunąłem się na podłogę oddychając ciężko. W oczach miałem łzy. Nie mogłem uwierzyć, że to zrobiłem. Mój świat się rozpadł, mój świat dał mi w twarz i uciekł płacząc. Jestem pierdolonym potworem. Potworem który musi zabić Madeleine. Znajdę sposób by wykończyć sukę. Przysięgam...
-------------------------------------------------------------
No i jest jakiś tam nowy rozdział . :) Weny wciąż mi brakuje, mam nadzieję, że szybko do mnie wróci i będę miała wielki zapał do pisania, bo jak na razie to szkoda gadać . :( Dziękuję, za miłe słowa lecz także, za każde słuszne uwagi, ponieważ zawsze biorę je sobie do serca i staram się poprawić to co jest złe, lub wam przeszkadza . :) Jak wam minął sylwester ? Hmm ? ;> Kac był ? ;> Hahahah, ja osobiście żałuję, że piłam, ale trudno się mówi . xd No to tego, do następnej . :* <3 Jesteście najlepsi . <3

10 komentarzy:

  1. "Weny wciąż mi brakuje" oj dziewczyno,skoro to się nazywa brak weny to ja dziękuję xd Rozdział świetny jak zawsze ;) x

    http://everythingiwantnothingineed.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Odkryłam, że z braku weny wychodzą świetne rozdziały:) Czekam na nn. Jeżeli chodzi o sylwestra też żałuję, że piłam zabawa była udana ale wczoraj to tragedia. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć, świetny rozdział. Mam prośbę informuj mnie o nowych rozdziałach jeśli możesz. :)
    http://sentirsi-sempre.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojeju! Jestem z Tobą od początku i bardzo mocno kocham Twoje opowiadania <3 Mam nadzieję, że wbijesz na mój profil i poczytasz sobie moje opowiadanko;)
    http://forum.vampirediaries.pl/jest-taka-milosc-ktora-nie-umiera-t11216.html
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  5. To się porobiło dostał chłopina strzała w pycha.Prosze niech twoja wena wraca plis

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem o co ci chodzi naprawdę ;p Rozdział super i nie marudź tu dziewczyno, że weny nie ma ;]
    Przy okazji zapraszam na nn http://inthatwayiunderstoodhimandilovedhim.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję że szybko dodasz nową notkę. ; )
    http://porywy-serca.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Noo... Brak weny, powiadasz? Ja bym racze powiedziała, że jesteś w szczytowej formie! Naprawdę, ten rozdział zranił me serducho, ale coś jeszcze... naprawdę mnie niezwykle urzekł. Chodzi o taki głębszy sens. Wiesz, kiedy zaczynasz zastanawiać się, wnikać w problematykę i wtedy okazuje się czy to co autor chciał przekazać ci się podoba czy też nie... Mi się bardzo podoba co przekazujesz. Mianowicie Klaus, który jest tym cholernym cierpiętnikiem, ale wszystko dla kogoś, na komu mu zależy. Myślę, że to jest właśnie ta prawdziwa esencja postaci.Brawo za to!
    Czekam na kolejny rozdział.
    Informuję jeszcze, ze u mnie wreszcie pojawił się nowy rozdział :)
    Pozdrawiam, Violet M :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Twój blog został oceniony.;)
    Zapraszam na szczerakrytyka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. U Ciebie brak weny jest dobry, wtedy rozdział wychodząc Ci równie cudownie jak zawsze. :D :*

    OdpowiedzUsuń