Opowiadanie o miłości Klausa i Caroline z Pamiętników Wampirów . :)
sobota, 16 listopada 2013
Trochę informacji !
Na wstępie chciałabym was bardzo przeprosić za tak długą nieobecność. Powód? Najzwyczajniej w świecie nie miałam zapału do pisania, zajęłam się wyłącznie życiem osobistym. Dużo się pozmieniało, wydarzyło. Ale postanowiłam, że koniec brzydko mówiąc opierdalania się. Czas wziąć się w garść i wrócić do pisania. Tak więc nowy rozdział pojawi się niebawem, obiecuję! :):):) <3
piątek, 22 lutego 2013
Zakazana miłość XII
Caroline :
Obudziły mnie promienie słońca wkradające się do pokoju.
Uniosłam lekko powieki przyzwyczajając oczy do jasności dnia. Z moich ust wyrwał się cichy jęk zaskoczenia, gdy spostrzegłam, że obok mnie leży wtulony we mnie hybryda. Uniosłam lekko kąciki ust przypominając sobie wydarzenia minionej nocy. Cóż, gdybym nie była wampirem to zapewne zarumieniłabym się wspominając takie rzeczy i sceny.
Mojej twarzy nie opuszczał uśmiech.
Było mi z Klausem tak dobrze jak jeszcze nigdy z nikim! Nie spodziewałam się tego. Nie spodziewałam się też jego delikatności, oczekiwałam raczej dzikiego seksu, co tu dużo mówić. A tu taka niespodzianka...
Spojrzałam na mojego ukochanego. Spał z cudownym wyrazem twarzy, oddychając przy tym równo i łagodnie. Przejechałam opuszkami palców po jego skroni, policzku, żuchwie a następnie zakreśliłam niewidzialną, prostą linię wzdłuż ciała wampira. Klaus mruknął coś przez sen po czym ręką którą mnie obejmował w pasie, przyciągnął mnie mocniej do swojego nagiego, ciepłego ciała.
Było coś cudownego w tym poranku, chciałam żeby taki właśnie był już każdy poranek mojego marnego życia. Taka perspektywa bardzo mi się podobała.
Rozejrzałam się uważnie po pokoju, na który wcześniej nie zwracałam większej uwagi, gdyż koncentrowałam ją na czymś innym.
Ściany były jasno brązowe, gdzieniegdzie wisiał jakiś obraz. Pokój był dość pokaźnych rozmiarów. Pod jedną z jego ścian stała mała sofa a przed nią stolik. Kawałek dalej komoda, zapewne na ubrania. Ja za to leżałam na dużym łóżku z metalową ramą, stojącym pośrodku dłuższej ściany. Po obu stronach łóżka stały małe szafki nocne z lampkami, a na tej koło mojej głowy dodatkowo leżały kluczyki od auta i portfel Klausa. W oknach wisiały delikatne białe zasłony, sięgające ziemi, aczkolwiek nie chroniły one przed słońcem, skoro mnie obudziło.
Pogłaskałam Nika po jego brązowych włosach. Przywodziły mi na myśl pewien odcień złota. Klaus niespodziewanie otworzył oczy. Widząc mnie nad nim pochyloną, uśmiechnął się szeroko.
Boże, jaki on jest przystojny!
- Dzień dobry, kochanie. - Wymruczał hybryda swoim brytyjskim akcentem wprost do mojego ucha.
- Nie wiem jak dzień, ale poranek na pewno jest dobry.
Zachichotałam wesoło.
- Bardziej przypadła mi do gustu noc, ale na poranek też nie śmiałbym narzekać.
Nik pogłaskał mnie po policzku a ja wtuliłam twarz w jego dłoń.
- Szkoda tylko, że muszę wracać. - Wymamrotałam niechętnie.
Czar unoszący się jakby w powietrzu nad nami, nagle się ulotnił, a zastąpiło go przygnębienie.
- Nie musisz.
Klaus nie dawał za wygraną.
- Nie chcę żeby mama się o mnie niepotrzebnie martwiła.
- To zadzwoń do niej, albo do którejkolwiek z twoich przyjaciółek.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie wzięłam żadnych ubrań, bielizny, szczoteczki do zębów nawet! Skąd mogłam wiedzieć, że zostanę na noc?
Mimowolnie się zaśmiałam przy ostatnim pytaniu. Klaus zawtórował mi uśmiechem.
- Myślisz, że w San Francisco nie ma sklepów? Bo mi się wydaję, że jednak są.
- No skoro tak... Tylko w nieskończoność tu siedzieć nie mogę. Prędzej czy później i tak muszę wrócić do domu.
- Dobrze, a więc niedługo wrócimy razem. Ale na razie proszę cię jedynie, byś dała mi się sobą nacieszyć z dala od tego całego zgiełku Mystic Falls.
- Ten układ mi pasuje.
- Dobrze - zaczął Klaus, wstając z łóżka w wampirzym tempie. - A więc ja się odświeżę, ubiorę i pojadę do sklepu po potrzebne rzeczy. W łazience są szlafroki więc śmiało. I ponadto w komodzie, w ostatniej szufladzie masz torebki z krwią. Częstuj się.
Klaus poszedł do łazienki i po około pięciu minutach był z powrotem w pokoju. Ściągnął szlafrok by się ubrać, więc mogłam podziwiać jego idealne ciało.
- Niedługo wrócę. - Zapewnił mnie hybryda składając pocałunek na moich ustach. - Obiecuje.
Założył na siebie czarną kurtkę ze skóry i już go nie było.
Klaus :
Wsiadłem do samochodu i zapuściłem silnik. Auto ruszyło z cichym mruknięciem przed siebie.
Nie mogę uwierzyć w to co się wydarzyło. A przecież obiecywałem sobie, że będę trzymał się z dala od Caroline ze względu na jej bezpieczeństwo! Cóż, widać jestem podłym egoistą. Ale naprawdę nie potrafię zapanować nad sobą gdy Ona jest obok mnie, to po prostu silniejsze ode mnie. Włada mną jakieś bliżej nieokreślone potężne uczucie. Nie jestem pewien, czy wyjdzie mi to na dobre, ale mogę chociaż spróbować szczęścia z Caroline. A może mi się poszczęści!
Mam taką nadzieję.
Zaparkowałem obok jakiegoś sklepu z ubraniami. Wyglądał na drogi i dość dobrze zaopatrzony, więc na pewno mieli coś odpowiedniego dla mojej piękności.
Podszedłem do ekspedientki z uprzejmym uśmiechem na twarzy.
- Przepraszam, szukam czegoś dla mojej partnerki.
Kobieta stojąca za ladą uśmiechnęła się, a w jej oczach dostrzegłem zrozumienie i szacunek.
- Dobrze, na pewno coś znajdziemy. Szuka pan czegoś eleganckiego, bardziej na jakieś wyjście, czy może czegoś na codzień?
- Raczej czegoś na codzień. Chociaż właściwie... Chyba przydałoby się też coś na kolację.
- Rozumiem. A rozmiar pan zna?
- Rozmiar? - Powtórzyłem głucho.
Nie bardzo wiedziałem o co chodzi.
- Chodzi mi o wymiary pana kobiety.
- Racja... Momencik, zadzwonię tylko.
Wybrałem numer Caroline. Sygnał za sygnałem, oczekiwałem aż odbierze. W końcu zniecierpliwiony rozłączyłem się. Pewnie poszła pod prysznic i po prostu nie słyszała telefonu.
- Chyba będę musiał wziąć coś na wyczucie.
Kobieta spojrzała na mnie z politowaniem po czym obeszła ladę i wskazała gestem dłoni bym poszedł za nią. Ekspedientka ściągnęła pierwszy wieszak. Wisiała na nim długa czerwona sukieka z jakimś dziwacznym wycięciem po boku. Cóż, nie wiedziałem czy jej się spodoba, ale gdy ja wyobraziłem sobie w niej Caroline, od razu postanowiłem ją kupić.
***
- Caroline, najdroższa, wróciłem! - Zawołałem, przekraczając próg i zamykając za sobą drzwi.
Rzuciłem na schludnie pościelone łóżko, dwie torby.
Caroline objęła mnie od tyłu, po czym wspięła się na palce i pocałowała mnie w policzek. Uśmiechnąłem się na tę jakże delikatną deklaracje uczuć. Omiotałem blondynkę wzrokiem. Jej ciało okryte było jedynie szlafrokiem.
Przyciągnąłem ją do siebie.
Jej ciało i lekko wilgotne jeszcze włosy pachniały mydłem połączonym ze stałym zapachem Caroline. Zaciągnąłem się jej wonią jak najlepszym narkotykiem. Pocałowałem czubek jej głowy i wskazałem dłonią torby na łóżku.
- Proszę. Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałem.
Dziewczyna sprawdziła zawartość toreb i wyciągając jeden z kompletów zmysłowej bielizny wypuściła z głośnym świstem powietrze z płuc.
- Coś nie tak? Uznałem, że wezmę to, w czym według mnie będziesz wyglądać oszałamiająco. Chociaż moim zdaniem i tak najlepiej prezentujesz się bez żadnych zbędnych dodatków, takich jak ubrania.
Zacisnąłem usta hamując śmiech. Caroline oblała się rumieńcem. Wyglądała uroczo.
- Nie powinieneś tyle na mnie wydawać.
- Ależ kochanie, dla mnie to sama przyjemność.
- Co nie zmienia faktu, że gdy tylko wrócimy do Mystic Falls, oddam ci wszystko co do grosza.
- Znam lepszy sposób, jak możesz mi to wynagrodzić... - Mruknąłem cicho i uśmiechnąłem się figlarnie.
Wziąłem Caroline na ręce i położyłem na łóżko, a sam zawisłem nad nią przygniatając ją swoim ciałem do materaca.
Zrzuciłem z niej szlafrok i już po chwili skupiłem się tylko i wyłącznie na mojej blond piękności.
--------------------------------------------------------------------
Wybaczcie mi, że rozdział taki nudny, ale niczego lepszego nie potrafiłam wymyślić .. Obiecuję, że się poprawie . xd
niedziela, 17 lutego 2013
Zakazana miłość XI
Caroline :
Droga ciągnęła mi się w nieskończoność. Nie mogłam wysiedzieć spokojnie na miejscu kierowcy. Wręcz podrygiwałam w miejscu jak jakaś chora psychicznie. Wyciągnęłam z torebki telefon i jeszcze raz przyjrzałam się adresowi, który Elena przysłała mi zgodnie z umową.
Mam nadzieję, że tam trafię bez większych problemów. Nie chcę marnować czasu na bezsensowne krążenie po mieście. Wiedziałam jedynie, że muszę szukać jakiegoś hotelu na tyłach miasta. Cóż, zawsze to jakaś wskazówka.
Docisnęłam pedał gazu. Będąc wampirem nie musiałam się martwić, że spowoduję wypadek. Do moich wyostrzonych zmysłów należała również koncentracja, o niebo lepsza niż u zwykłego człowieka. Zresztą, nawet gdybym jakiś wypadek spowodowała to wyszłabym z tego bez większego szwanku.
Głód dawał powoli o sobie znać. Musiałam się posilić ale zepchnęłam to na tyły swojej podświadomości. Nie to teraz było moim celem, tylko odnalezienie Klausa. Szczerze to nie rozumiem samej siebie. Nie wiedziałam co mną kieruje, co mnie tak do tego ciągnie. Nie wiedziałam co się wydarzy, ale mimo wszystko wciąż jechałam.
Eh, byłam kiepska w oszukiwaniu nawet samej siebie. Znam jeden powód dlaczego tam jadę... Mam po prostu nadzieję na jakiś ciąg dalszy mnie i Nika. Nie mogę tak po prostu zostawić tej niedokończonej historii. Miałam nawet nadzieję, że może między mną a Klausem będzie coś poważnego. Ha, to czysty absurd! Nie wiem co ja sobie wyobrażam.
Powinnam jak najszybciej wziąć nogi za pas i wrócić do tego przeklętego Mystic Falls. Jednak nie mogłam, i to doprowadzało mnie do szaleństwa.
***
Wzięłam głęboki oddech i policzyłam w myślach do dziesięciu chcąc się uspokoić. Dłoń zawisła mi w powietrzu, między moim ciałem a drzwiami pokoju.
Miałam pewność, że Klaus jest w środku, czułam jego zapach i tyle. Ciekawe, czy on też zdaję sobie sprawę z mojej obecności? Raz kozia śmierć, dodałam sobie odwagi w myślach, po czym zapukałam. Po chwili drzwi otworzył mi, tak jak się tego spodziewałam, Nik. Widząc mnie zmarszczył brwi i szeroko otworzył oczy.
Przełknęłam głośno ślinę.
- Mogę wejść?
Hybryda wyglądał jakby był całkowicie zbity z tropu. Skinął głową i ręką wskazał bym weszła do środka.
- Kim jest ta Madeleine? - Zapytałam nieco oskarżycielskim tonem. Klaus już się opanował i stał przede mną z uśmiechem na twarzy. Skrzyżował ręce na piersiach i
przyjrzał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Ciebie też miło widzieć, Caroline.
Spiorunowałam go wzrokiem. Westchnął ciężko i na nowo zaczął rozmowę.
- To wampirzyca, tak jak zdążyłaś zauważyć.
- Więc dlaczego była tak wielkim niebezpieczeństwem, jak ty to powiedziałeś? Zabijałeś setki wampirów i co? Nagle się jakiejś małej blondynki wystraszyłeś?
Prychnęłam z powątpieniem. Jego historia, którą wmówił Elenie, jak dla mnie nie była zbyt wiarygodna.
- Madeleine jest... a raczej była, uzdolnionym wampirem. Wystarczyło, że na ciebie spojrzała a już leżałeś nieprzytomny na ziemi. Nie wiem po dziś dzień, skąd to się u niej u licha wzięło, naprawdę.
- Jakoś ja przytomności nie straciłam, ty też nie. Jedynie Elena.
- Ah, już ci to tłumaczę, kochanie. Madeleine po prostu rzuciła Eleną o ścianę. - Powiedział jak gdyby nic się nie stało, po czym kontynuował. - Mnie chciała wykończyć własnoręcznie, bym był tego świadom, a ty ją po prostu zaskoczyłaś. Zagadka rozwiązana. - Posłał mi jeden ze swoich "zalotnych" uśmiechów.
Poczułam się jakbym traciła grunt pod nogami.
- Dlaczego wyjechałeś? - Ciągnęłam swoje przesłuchanie.
- Znudziło mi się życie w Mystic Falls, jak widać.
- Mhm. No skoro to właśnie było tym powodem to chyba nie mam tu czego szukać. - Powiedziałam zrezygnowana.
Wiedziałam! Elena po prostu źle go zrozumiała. Nie zależało mu na moim bezpieczeństwie. To nie dlatego powiedział mi to co powiedział na balu. A jak jak idiotka, szukałam innego wytłumaczenia.
Wypuściłam głośno powietrze z płuc i odwróciłam się zmierzając do wyjścia. Otworzyłam drzwi i ruszyłam w kierunku wyjścia z budynku.
Nagle coś, a raczej ktoś gwałtownie odciągnął mnie do tyłu. Nie zdążyłam mrugnąć a już stałam w pokoju Klausa, w jego ramionach.
Klaus :
Nie mogłem pozwolić Caroline tak po prostu odejść. Nie chciałem jej stracić, ale jednocześnie bałem się. Bałem się, że swoim egoizmem (bycie z Caroline bez względu na niebezpieczeństwo było egoizmem, co tu dużo mówić) narażam ją, bałem się, że mogę ją nieświadomie skrzywdzić... Nigdy nie traktowałem poważnie żadnej kobiety poza jedną. Ale Tatia to już odległa historia. Mogłem się przecież w tym nie sprawdzić. Eh, tyle wątpliwości!
Mocniej przywarłem do mojej ukochanej. Wtuliła się we mnie budząc moje zdziwienie.
- Caroline, Caroline, Caroline... - Szeptałem zapamiętale jej imię.
Złożyłem pocałunek na jej głowie, po czym odsunąłem się od niej odrobinę, tak by móc spojrzeć jej w oczy.
- Klaus... Bądź przy mnie, proszę. Potrzebuję cię. - Blondynce załamał się głos.
- Ależ kochanie, uwierz mi, że bym chciał! Ale to takie niebezpieczne dla ciebie.
- I kto to mówi! - Zawołała z sarkazmem.
Milczałem. Utkwiłem w niej swój wzrok, czekając na ciąg dalszy wypowiedzi.
- Na miłość boską! Jesteś najbardziej niebezpieczną hybrydą i boisz się, że coś mi się przy tobie stanie?!
Caroline zaczęła się histerycznie śmiać.
Cóż, może miała rację. Może warto było zaryzykować... Ale tak strasznie się przy niej zmieniam! Staję się do pewnego stopnia dobry, jak mój oddany przyjaciel Stefan, prawie że. I nie jestem pewien czy mi się to do końca podoba. I czy Caroline zniesie moją osobowość. Tyle pytań! Ale odpowiedzi na nie mogłem uzyskać tylko jeślibym spróbował.
Caroline zamilkła i przyglądała mi się czekając aż to ja coś powiem.
Wziąłem głęboki wdech.
- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz?
- Tak. - Odpowiedziała zdecydowanym głosem po chwili namysłu.
Co miałem do staracenia? Chyba wolno mi robić to czego chcę... A chcę Caroline.
Przywarłem do wampirzycy i wpiłem się w jej miękkie usta. Caroline wplątała palce w moje włosy przyciągając moją twarz jeszcze bliżej swojej. Czułem się wspaniale trzymając ją w ramionach, mając ją całą dla siebie! Całkowicie oddałem się doznaniom płynącym z pieszczot mojej ukochanej. W wampirzym tempie położyłem ją na łóżku a sam znalazłem się nad nią. Nigdy w życiu nie czułem takiej ekstazy, pożądania. Wydawało mi się jakbym pierwszy raz w życiu uprawiał seks, a tak nie było. Ale po raz pierwszy kochałem się z kimś z miłości, a nie dla samego spełnienia pewnych potrzeb. Nasze nagie ciała jakby idealnie do siebie pasowały, łączyły się w jedną ścisłą całość. Moje usta cały czas błądziły po jej ciele bez opamiętania. Oddech Caroline stał się ciężki, przyspieszył a następnie przeobraził się w ciche dyszenie.
Uśmiechnąłem się widząc, że sprawiam jej przyjemność.
Poruszałem się w niej szybko aczkolwiek delikatnie doprowadzając ją i siebie do czystego obłędu. Nagle naszymi ciałami, w tym samym momencie, wstrząsnął potężny dreszcz rozkoszy. Caroline wiła się pode mną wykrzykując moje imię.
Zmęczony i spełniony jak nigdy dotąd, opadłem na ciało ukochanej wtulając się w nie.
Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
+ Zrobiłam jakieś takie dwa obrazki, można je wykorzystać jako nagłówki czy coś . Jeżeli komuś się spodobają to śmiało można pobrać, byle tylko napisać w komentarzu . :)
http://img72.imageshack.us/img72/5586/trueloveneverdies.png
http://img546.imageshack.us/img546/1112/kissmehard.png
Ponadto, gdyby ktoś potrzebował ikonek/avatarów, to może coś znajdziecie na moim starym jak świat blogu : iconcce.blog.onet.pl . Nie jest on już w użyciu bo zwyczajnie zapomniałam emaila i hasła . xd
piątek, 15 lutego 2013
Zakazana miłość X
Caroline :
Niepewnie otworzyłam zaspane oczy. Rozejrzałam się wkoło. W pokoju panował mrok, więc musiał być środek nocy.
- Nie miałam się kiedy obudzić? - Mruknęłam sama do siebie, zirytowana działaniem mojego mózgu.
Naprawdę chciałam pospać, jak najdłużej, byle tylko żyć w błogim świecie nieświadomości.
Poczułam wibracje pod głową. Ze zdziwieniem wyciągnęłam spod poduszki telefon.
A więc, to było przyczyną mojego krótkiego snu. Jasne światło wyświetlacza nie było zbyt dobre dla moich oczu. Zmrużyłam oczy starając się przyzwyczaić je do jasności. Po chwili bez problemu zobaczyłam wyświetlacz. Dochodziła trzecia a ja miałam 28 nieodebranych połączeń od Eleny. Ta dziewczyna już do reszty postradała zmysły?!
Niechętnie nacisnęłam zieloną słuchawkę i po jednym sygnale dziewczyna już odebrała.
- Eleno czemu do mnie wydzwaniasz o tej porze?
Ziewnęłam przeciągle.
- Caroline, ja powinnam ci to powiedzieć wcześniej ale nie byłam co do tego przekonana... no i tak jakoś wyszło...
- To może po prostu powiedz to co chcesz powiedzieć?
- No bo widzisz...
- Kontynuuj no!
- Ja pomagałam Klausowi zabić tą "dziewczynę" dzisiaj, ponieważ ona zaś chciała zabić ciebie.
Milczałam, nie wiedząc co powiedzieć. Zszokowało mnie.
- No i... jak na to zareagowałaś?
Dalej milczałam. Usłyszałam jak Elena głośno wypuszcza powietrze z płuc. Była zniecierpliwiona.
- Słuchaj, pierwszy raz w życiu, miałam wrażenie, że Klaus robi coś dobrego. On cię chronił. On uważa, że przy nim nie będziesz nigdy bezpieczna. Rozmawiałam z nim. Albo to raczej on rozmawiał ze mną, bo ja nie chciałam go w ogóle słuchać, już prędzej wbiłabym w niego kołek. Ale żebyś usłyszała jak on wypowiadał twoje imię... Z taką... czułością czy coś. Jak Damon gdy mówi o mnie. Wiesz o co mi chodzi, prawda? No i właśnie dlatego w ogóle z nim rozmawiałam. Bo mnie to zdziwiło. Nikomu o tym nie mówiłam, bo wiem, że nie chcesz żeby ktokolwiek poza mną wiedział o tym, co się między wami dzieje... Pewnie Bonnie by go zabiła swoimi czarami, czy coś...
- Bredzisz, bredzisz kochana. Daj mi spać. - Powiedziałam stanowczo i się rozłączyłam.
Klaus nie istniał, koniec tematu. Jakieś głupie gadanie Eleny nie było w stanie tego zmienić. Zresztą, nie rozumiem nawet po co ona mi to powiedziała. Nagle polubiła Klausa? To niech może założy jakiś jego fanklub i po problemie! Ha ha ha, na pewno połowa miasta by się do niego zapisała. Chociaż w sumie... pewnie wiele kobiet by się zapisało. W końcu Nik jest przystojny, i to jak! Pewnie by do niego wydzwaniały, namawiały na spotkanie, oferowały gorącą noc... Ugh! Chyba bym je zabiła! Zresztą o czym ja w ogóle myślę. To chore i tyle. Powinnam pójść spać. Zdecydowanie pójść spać. Ale co jeśli ta scena którą odegrał na balu była tylko po to by mnie faktycznie chronić? Może od tego się zaczęło? Jakie to ma w sumie znaczenie... Żadne.
Szufladkę z napisem Klaus, muszę zamknąć na klucz.
Klaus :
- Witam. Są jakieś wolne pokoje? - Zapytałem niską brunetkę stojącą naprzeciw.
- Ależ oczywiście. Pokój 207... - Kobieta zaczęła szukać odpowiedniego klucza. - O! Proszę bardzo. - Dokończyła, podając mi klucz.
- Dziękuję.
- Na ile chcę się pan zatrzymać?
- Jeszcze nie mam stu procentowej pewności.
- Dobrze, w takim razie proszę się tutaj podpisać. - Nakazała brunetka podając mi długopis i wskazując odpowiednie miejsce na kartce.
Posłusznie podpisałem używając oczywiście fałszywego imienia i nazwiska. Od teraz byłem niejakim Willem Sparksem.
Odłożyłem na blat długopis i ruszyłem z walizką szukać pokoju. Już po chwili leżałem na wygodnym łóżku popijając whisky. Dobrze, że mieli tu bar. W razie czego mogłem po prostu zejść i kupić alkohol.
Szklanka za szklanką, opróżniałem drugą już butelkę trunku. Kręciło mi się w głowie, to trzeba przyznać, ale lubiłem to. Zero zmartwień, tylko cudowny smak whisky w moich ustach.
No i kto powiedział, że życie nie może być piękne?
***
- Kolejkę czystej. - Rzuciłem do barmana stojącego za blatem.
Przyjrzał mi się z powątpieniem ale posłusznie rozlał do kieliszków wódkę.
Pierwszy kieliszek.
Rozejrzałem się wokoło. Trochę męczyło mnie pragnienie, to trzeba przyznać. Dostrzegłem całkiem apetyczną blondynkę.
Drugi kieliszek.
Wstałem i ruszyłem zdecydowanym krokiem w jej kierunku. Uśmiechnąłem się zalotnie.
- Może zechciała by się pani przysiąść? - Zapytałem uprzejmie po czym wskazałem dłonią na wolne miejsca przy barze.
- Jessica. - Odpowiedziała dziewczyna podając mi rękę.
Jak na dżentelmena przystało, złożyłem na jej dłoni delikatny pocałunek. Uśmiechnęła się.
- Więc jak będzie?
- Chyba dam się namówić. - Zgodziła się blondynka i usiadła koło mnie na barowym stołku.
- Napijesz się czegoś? - Zapytałem.
- Może jednego drinka.
- Poproszę jednego drinka dla tej pięknej blondynki. - Zawołałem w kierunku barmana. Miał niezbyt zadowoloną minę. Trzeci kieliszek poszedł w ruch.
- A więc, co tu robisz Jessica?
- Siedzę przy barze z nieziemsko przystojnym facetem i popijam drinka.
Zaśmiałem się, a ona po chwili zrobiła to samo.
Czwarty kieliszek został opróżniony, a po nim ostatni - piąty. Pokazałem barmanowi gestem, żeby polał jeszcze jedną kolejkę.
***
Wargami przejechałem po szyi dziewczyny. Siedziała na moich kolanach oddychając ciężko. Moje wargi na jej ciele doprowadzały ją do szaleństwa.
Och, jaka szkoda, że miałem ją już za moment zabić. Ale najpierw mogę się przecież trochę zabawić. Poprawka: nie mogłem. Mimo stanu w jakim byłem, a byłem niewątpliwie schlany, mimo sytuacji w jakiej się znajdowałem... Caroline. Po prostu nie mogłem ze względu na nią.
Jezu, gadam jak jakiś skończony idiota i frajer.
Sfrustrowany bez żadnego uprzedzenia wgryzłem się w ciepłą pulsującą tętnicę w szyi Jessici. Ciepła lepka ciecz gładko przepływała po moim gardle i przynosiła niesamowitą ulgę, podniecenie.
Po dłuższej chwili dziewczyna bez życia opadła w moich ramionach. Odgarnąłem jej włosy z twarzy i przyjrzałem się jej.
- A byłaś taka ładna... - Mruknąłem smętnie i tak po prostu, od niechcenia, zrzuciłem dziewczynę z siebie.
Opadła na podłogę jak szmaciana lalka.
Eh, muszę teraz coś zrobić z ciałem. Co zrobić, jak się chcę jeść to i sprzątać po sobie trzeba.
Wziąłem nieżywą blondynkę na ręce i wyskoczyłem z nią przez okno. Ciało wrzuciłem do jakiegoś dołu niedaleko rzeki. Kiedyś ktoś je na pewno znajdzie i rozpocznie się afera z jakimś seryjnym gwałcicielem mordercą czy coś w tym stylu.
Normalka.
Caroline :
- Bonnie, potrafisz za pomocą czarów, odnaleźć kogoś? Powiedzieć nam gdzie ten ktoś jest? - Zapytała czarownicę Elena.
Patrzyłam na nie z rosnącym zdenerwowaniem. Obcasem wystukiwałam nerwowy rytm.
Musiałam się dowiedzieć gdzie wyjechał Klaus, a jego siostra tego nie wiedziała. A przynajmniej tak mi powiedziała gdy pod wpływem impulsu zjawiłam się w ich domu. Chciałam sobie to wszystko z nim wyjaśnić.
Bo jeżeli Nik, faktycznie zrobił to tylko po to by mnie chronić to ja nie mogłam mu na to pozwolić. Jedyne o czym teraz myślałam, to żeby powiedział mi, że to co mówił wcześniej, było kłamstwem, żeby mnie przytulił... No cokolwiek.
Wróciłam na ziemię. Bonnie machała jakimś "wisiorkiem" nad jakąś dużą kartką.
Podeszłam bliżej.
Machała tym czymś nad mapą. Urosła we mnie nadzieja, że to może się udać.
Poczułam też nieprzyjemny ścisk w żołądku - efekt uboczny stresu i denerwowania się.
Wahadełko opadło z hukiem.
- Jest w San Francisco... Jednak jeszcze trochę potrwa zanim ustalę dokładny adres. Ale po co szukacie Klausa? To niebezpieczne! - Powiedziała Bonnie.
- Musisz nam zaufać. - Odpowiedziała Elena.
- Jadę tam. Wyślijcie mi sms-a z dokładnym adresem, okej? - Rzuciłam przez ramię wychodząc z domu przyjaciółki.
- Okej! - Krzyknęła Elena tak żebym ją usłyszała.
Czym prędzej wskoczyłam do auta i ruszyłam we wskazanym kierunku. Dobrze, że miałam GPS.
-----------------------------------------------------------------
No i jest nowy rozdział . Wybaczcie, że tak późno ale miałam problemy z dostępem do internetu . Cóż, następne dwa rozdziały mam już napisane . :) Dziękuję za wszystkie komentarze ! <3 :* Uwielbiam je czytać . Cóż, cieszę się, że odwiedzacie mojego bloga bo to największa radość na świecie . :)
środa, 30 stycznia 2013
Zakazana miłość IX
Klaus :
Dłońmi napierałem na kołek by odepchnąć go od siebie ale była to wyrównana walka. Zarówno Madeleine jak i ja na niego napieraliśmy więc kołek tkwił wciąż w tym samym miejscu - przy mojej klatce piersiowej. Muszę przyznać, że niemiłosiernie się wbijał i zaczynałem już żegnać się z życiem. Spojrzałem z wściekłością na wampirzycę. Warknąłem przeciągle czując, że kołek przebił się przez skórę i przebijał się coraz głębiej. Nagle coś odrzuciło Madeleine do tyłu. Nim się zorientowałem Caroline wyciągnęła kołek z mojej klatki piersiowej (kołek który już ocierał się o moje serce) i wbiła go naprawdę szybko, prosto w serce Madeleine. Podniosłem się z podłogi lekko podtrzymując się pobliskiej ściany. Madeleine była martwa.
- Do reszty ci odbiło?! - Krzyknęła z furią Caroline. Podeszła do mnie z rękami na biodrach.
- Ciebie też miło widzieć, kochanie.
- Daruj sobie. - Skwitowała blondynka obrzucając mnie nienawistnym wzrokiem. Rozejrzała się wokół siebie. Chyba dostrzegła leżącą bez ruchu Elenę, ponieważ szeroko otworzyła oczy i wciągnęła ze świstem powietrze. Podbiegła z wampirzą szybkością do brunetki i klęczała nad nią nie wiedząc co robić.
- Nic jej nie będzie, nie musisz się martwić. Zaraz się obudzi. - Uspokoiłem Caroline.
- Nie musiałabym się martwić gdybyś nie wykorzystał mojej przyjaciółki dla własnych korzyści!
- Nie unoś się tak.
- Słucham?! - Wycedziła przez zęby wampirzyca po czym przygniotła mnie do ściany.
- Puść mnie, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę.
- Ugh! Jesteś obrzydliwy! - Wykrzyczała Caroline uderzając mnie w twarz. Uśmiechnąłem się pogardliwie.
- To wszystko? - Zapytałem uprzejmie, nie przerywając uśmiechu. Caroline nie odpowiedziała, zamiast tego wzięła przyjaciółkę na ręce jak niemowlę i wyszła z tego przeklętego domu nawet na mnie nie patrząc. Musiałem ją nieźle rozwścieczyć swoimi odzywkami. I to co powiedziałem jej zaledwie dzień wcześniej, na balu... Caroline jak nic mnie nienawidzi, to jest pewne. Westchnąłem ciężko. Faktem było, że Madeleine już nie żyła, ale na tym się nie kończyło. Mam wielu wrogów i jestem tego świadom. Sam ich sobie narobiłem... A to oznacza stałe niebezpieczeństwo dla Caroline. Gdyby ktoś chciał się na mnie zemścić, skrzywdził by niewątpliwie właśnie mojego anioła. Była moją słabością, a to można było łatwo wykorzystać, tak po prostu. Może powinienem się stąd wynieść? Wyjechać jak najdalej stąd, jak najdalej od problemów, od Niej... Pytanie brzmi: Czy dałbym radę? Będąc tutaj, udając drania który zabawił się Caroline, mógłbym przynajmniej obserwować ją, wiedzieć co się u niej dzieje. No cóż, muszę się poważnie nad tym wyjazdem zastanowić. Zszedłem myślami z powrotem na ziemię, po czym od razu wyszedłem na zewnątrz. Caroline podtrzymywała ramieniem chwiejącą się Elenę.
- Wszystko w porządku? - Zapytałem podchodząc do nich. Starałem się unikać wzroku blondynki.
- W porządku? W porządku?! Rany, ta wariatka mogła ją zabić, więc jak do cholery ma być w porządku?!
- Nie, Car, spokojnie. Nic mi nie jest, naprawdę. Czuję się dobrze. - Niepewnie powiedziała Elena. Caroline przyjrzała się jej bardzo podejrzliwie.
- Stajesz po jego stronie? W ogóle co to miało być? Od kiedy to ty mu pomagasz w czymkolwiek? - Wypytywała wampirzyca. Spojrzałem Elenie w oczy. W sumie, i mnie dziwiło, jej spokojne zachowanie. Po tej małej brunetce to bym się raczej spodziewał jakiegoś rozpaczliwego łkania, krzyków, szlochania i tym podobne. A potem by zaczęła się okropnie przejmować czy aby na pewno Caroline nic się nie stało. To zachowanie bym zrozumiał, ale tego co było teraz, nie rozumiałem ani trochę.
Caroline :
- Nie staję po żadnej stronie, to nie o to chodzi... Zresztą, muszę już wracać Caroline. Damon na pewno odchodzi od zmysłów, martwi się. - Powiedziała Elena i ruszyła do mojego samochodu zaparkowanego kawałek dalej. Nie wierzyłam w to co słyszę. O co w tym wszystkim u diabła chodziło? Elena i Klaus którzy współpracują? To nie trzymało się kupy, coś było nie tak. Muszę jakoś później wypytać Elenę, wyciągnąć od niej ile się da. Tak to ja tego nie zostawię. Koniec kropka. Tymczasem stałam naprzeciw Nika, który jakby unikał mojego spojrzenia. Przyjrzałam mu się. Miał na sobie ciemne jeansy i szary podkoszulek przylegający do ciała. Było dokładnie widać rzeźbę jego torsu, umięśnione ramiona, brzuch, ręce... Włosy jak zwykle były w delikatnym nieładzie. Lubiłam to. Pachniał wodą kolońską, czułam to bardzo dokładnie, zapach przyprawiał mnie o dreszcze. Właśnie tak Klaus pachniał gdy zrywał ze mnie sukienkę w mojej własnej sypialni... Oh, musiałam przestać! Klaus to podły drań i w dodatku morderca. Szkoda na niego czasu. Obrzuciłam go wzrokiem jeszcze raz.
- Do widzenia. - Pożegnałam się chłodno. Już miałam się odwrócić i iść do samochodu gdy zatrzymał mnie głos Klausa.
- Caroline, poczekaj chwilkę... - Zaczął niepewnie. Widać było po jego twarzy, że bił się z myślami. - Myślę, że powinienem ci coś wytłumaczyć i cię przeprosić...
- To nie ma znaczenia. Nie mam ochoty na dalszą rozmowę. - Zakończyłam tę wymianę zdań. Nie chciałam niczego więcej wiedzieć. Zranił mnie, po prostu. Chciałam zapomnieć, że on w ogóle istnieje. Taki był plan, i miałam chęć go zrealizować. Odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam do samochodu zostawiając za sobą echo niesione przez stukot moich szpilek. Wsiadłam do auta po czym odjechałam z tego okropnego miejsca rzucając hybrydzie ostatnie spojrzenie. W jego oczach dostrzegłam dziwny błysk, jednak nie zdążyłam się nad tym zastanowić bo musiałam się skupić na drodze. Jechałyśmy z Eleną w milczeniu. Żadna z nas nie miała ochoty się odzywać. W oku zakręciła mi się łza ale pośpiesznie ją otarłam. Odwiozłam Elenę i sama pojechałam do siebie. W domu przywitał mnie piękny zapach gotowanego jedzenia. Weszłam do kuchni i zobaczyłam mamę stojącą przy kuchence, właśnie mieszała tajemniczą zawartość patelni. Widząc moje zaskoczone spojrzenie uśmiechnęła się szeroko.
- Dobrze, że już wróciłaś. Pomożesz mi?
- Jasne. - Odpowiedziałam podchodząc do mamy. Uścisnęłam ją mocno i zabrałam się do pomocy. Przynajmniej tak mogłam odciąć się od natrętnych myśli.
Klaus :
Podszedłem do komody na której stała szklanka pełna burbonu z lodem. Pociągnąłem spory łyk i zabrałem się do pakowania reszty rzeczy. Biegałem po sypialni zabierając kolejne rzeczy i pakując je do dość sporych rozmiarów walizki. Wyjazd był najlepszym rozwiązaniem, a przynajmniej do takiego doszedłem wniosku. Żyjąc tu narażałem Caroline na niebezpieczeństwo. Nie wytrzymałbym długo ignorując ją. Prędzej poleciał bym do niej i wyśpiewał o co tak naprawdę chodzi, byle tylko móc z nią porozmawiać, dotknąć jej... A tak nie mogło się stać. I to mnie denerwowało najbardziej. Drugi raz w moim całym długim życiu, o ile można nazwać to życiem, spotkałem kobietę do której poczułem coś tak niesamowitego. I po raz drugi był to błąd, duży błąd.
- Nik, co ty u licha wyrabiasz?! - Krzyknęła Rebekah.
- Na miłość boską! Nie potrafisz pukać? - Zapytałem wściekle po czym niechętnie odwróciłem się w stronę siostry.
- Odpowiedz na moje pytanie.
- Dobrze. Więc, jakbyś nie zauważyła, pakuje się. Chyba wiesz na czym to polega, prawda?
- Zostawiasz mnie tu samą? Dlaczego?
- Muszę wyjechać i tyle. Nie praw mi teraz żadnych ckliwych kazań o siostrzanej miłości.
- Ale Nik...
- Przepraszam. - Powiedziałem spokojniej. Zamknąłem walizkę i minąłem Rebeke w progu. W wampirzym tempie znalazłem się na dworze. Walizkę wrzuciłem do bagażnika, po czym zasiadłem za kierownicą. Odjechałem z piskiem opon, chcąc jak najszybciej zostawić wszystko za sobą.
-------------------------------------------------------------------------------------
No i jest nowy rozdział . To już dziewiąty ... Jeju, to moje najdłużej trwające opowiadanie, normalnie jestem z siebie dumna . xd Ale bardziej jestem dumna z tych co moje wypociny komentują, bo ja sama tego nie potrafię zrozumieć . Jak dla mnie mój blog jest okropny . Ale mimo to, czytając każdy komentarz z osobna, czuję takie ciepło w środku . Uwielbiam to, jesteście kochani, naprawdę . <3 <3 <3 <3 Nie wiem jak za to wszystko dziękować nawet ... :* Przepraszam za zaległości w komentowaniu waszych blogów . Najpóźniej pojutrze postaram się to wszystko nadrobić . Przeczytam wszystkie moje ukochane blogi i skomentuję . <3 Wcześniej po prostu nie miałam na nic ochoty i dopiero teraz chęci do życia mi powróciły . xd Miłego czytania . ;) ;* ;* ;*
wtorek, 15 stycznia 2013
Zakazana miłość VIII
Caroline :
- Caroline, ja dostałem już to czego chciałem. To koniec mojej gry. Celem było uwieść twoją skromną osóbkę. I udało mi się to wczoraj, mimo, że sam to przerwałem. Powiedzmy, że polubiłem cię i nie chciałem wyjść na skończonego chama który cię przeleci i odtrąci. Ale prawda jest taka, że zaczęło mnie już to nudzić. Muszę znaleźć sobie jakąś inną rozrywkę.
Jesteś beznadziejna Caroline, kiedy to do ciebie dotrze?
Za kogo ty się uważasz?
Spójrz na siebie!
...
Obudziłam się z krzykiem. Byłam cała zlana potem a moje łóżko wyglądało jak jakiś plac wojenny. Musiałam rzucać się we śnie. Westchnęłam. Ten głos w moim śnie... Tak donośny, taki perfidny... Coś okropnego. Odgarnęłam włosy z czoła i spojrzałam na wyświetlacz cyfrowego zegara. Dochodziła piąta. Za oknem było jeszcze ciemno. Świetnie, zapowiadał się wspaniały dzień.
- Boże, ja już nawet w myślach używam sarkazmu... - Mruknęłam sama do siebie. Odepchnęłam od siebie wszystkie niepotrzebne myśli i poszłam pod prysznic. Siedziałam tam z dobrą godzinę. Zapach czekoladowego szamponu do włosów bardzo mnie odprężał, nie rozumiałam dlaczego. Do pokoju wróciłam z o wiele lepszym humorem. Jako że na razie w planach nic nie miałam, ubrałam się w zwykłe czarne legginsy i luźną białą koszulkę. Zjadłam śniadanie oraz wypiłam codzienną już porcję krwi. Chciałam zadzwonić do Eleny ale było jeszcze wcześnie, a nie chciałam jej obudzić, więc zamiast tego wróciłam do pokoju w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia. W jednej z szuflad odnalazłam odtwarzacz mp4 i pierwotne wydanie Władcy Pierścieni. Książka była już bardzo zniszczona. Nic dziwnego, dostałam ją od ojca w wieku ośmiu lat. Rozsiadłam się wygodnie w miękkim bezkształtnym fotelu który raczej przypominał ogromną, czerwoną kulę. Do odtwarzacza podłączyłam słuchawki, włączyłam pierwszy lepszy utwór i zabrałam się za czytanie.
" A droga wiedzie w przód i w przód,
Skąd się zaczęła, tuż za progiem -
I w dal przede mną mknie na wschód,
A ja wciąż za nią - tak jak mogę...
Skorymi stopy za nią w ślad -
Aż w szerszą się rozpłynie drogę,
Gdzie strumień licznych dróg już wpadł...
A potem dokąd? - rzec nie mogę. " *
Nim się zorientowałam przeczytałam już połowę mojej lektury. Zamrugałam zmęczonymi od czytania oczami i wstałam by rozprostować kości. Z łóżka chwyciłam telefon. Odnalazłam numer Eleny i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Dziewczyna odebrała po pięciu sygnałach.
- Halo? - Usłyszałam w słuchawce.
- Elena? Słuchaj... Robisz coś dzisiaj? Może mogłybyśmy pójść razem na jakieś zakupy a potem na kawę? Porozmawiałybyśmy i w ogóle...
- Ee no... Tylko, że tego... Dzisiaj nie bardzo mi pasuje. Mam... Mam... Wizytę u lekarza, wiesz, kontrolną. - Od razu rozpoznałam, że kłamię. Zbyt długo ją znałam by nie poznać tego tonu jej głosu, jąkania się i głupich wymówek. Jednak nie miałam ochoty brnąć w jakąś bezsensowną kłótnię i miałam nadzieję, że ma naprawdę ważny powód by mnie okłamywać. Coś musiało być nie tak, że nie powiedziała prawdy...
- Aha, no dobrze. To może kiedy indziej.
- Tak, może jutro czy coś. Nie gniewaj się, Caroline.
- Nie mam zamiaru, coś ty. Uspokój się. - Zapewniłam zmartwioną Elenę. Wyobraziłam sobie, że teraz pewnie uśmiecha się z ulgą.
- Uwielbiam cię.
- Wiem. - Odparłam śmiejąc się do słuchawki. Elena zawtórowała mi i też wybuchnęła melodyjnym śmiechem.
- Trzymaj się, Car.
- Ty też, cześć. - Pożegnałam się z przyjaciółką i zakończyłam rozmowę. Westchnęłam ciężko po czym rzuciłam telefon z powrotem na łóżko. Coś było nie tak, wyczuwałam to.
Klaus :
Czy ta dziewucha nawet w takich sytuacjach musiała się spóźniać?! Co ona sobie do cholery myślała?! Jeszcze chwila i cały nasz plan legnie w gruzach. Dostrzegłem zbliżającą się do mnie Elenę.
- No nareszcie! Gdzie ty byłaś?! - Wydarłem się na nią.
- Musiałam jakoś zbyć Caroline, nie?! - Wściekła się dziewczyna.
- Dobra, nieważne. - Odparłem przekonany tym wyjaśnieniem. W końcu Caroline nie mogła się o niczym dowiedzieć, a to było dość trudne zadanie. Ona była bystra, nie dawała sobie zamydlić oczu.
- Ruszajmy już. - Ponagliłem nas i nakazałem Elenie gestem by wsiadła łaskawie do samochodu. Otworzyłem jej drzwi po czym sam zasiadłem za kierownicą i już po chwili jechaliśmy pustą drogą wiodącą za miasto. To było oczywiste, że przekraczałem przeciętną prędkość, ale reakcja Eleny mnie naprawdę rozbawiła. Siedziała wbita w fotel trzymając się kurczowo fotela po obu stronach. Oddychała spazmatycznie, jak chora na gruźlice albo ofiara hiperwentylacji. Ukryłem uśmiech i już po chwili zajechaliśmy pod stary dom z wyblakłymi ścianami i nierówno ściętym żywopłotem. Wysiadłem i otworzyłem przed dziewczyną drzwi. Na twarzy miała wypisaną ulgę. Tym razem jednak się zaśmiałem, a Elena widząc to zgromiła mnie wzrokiem.
- Gdyby spojrzenia mogły zabijać... - Mruknąłem pod nosem.
- Rudera. - Skwitowałem podchodząc bliżej domu i przyglądając się mu. Elena pokiwała głową potwierdzając moją opinię. Wiedziała co ma robić. Jak najciszej potrafiła przemknęła po trawniku za dom. Tymczasem ja jednym kopnięciem wyważyłem drzwi i znalazłem się w środku.
- Madeleine, kochanie! Taś taś, kici kici! - Zawołałem donośnie.
- Wystarczyło zapukać, Nik. - Odparła blondynka stając przede mną.
- Niewiele się zmieniłaś. - Stwierdziłem lustrując ją wzrokiem. Kątem oka dostrzegłem Elenę w sąsiednim pokoju. Byłem zaskoczony, że poruszała się tak cicho. Cóż, widać życie wśród wampirów jej czegoś nauczyło. Uśmiechnąłem się figlarnie w kierunku dziewczyny i wykonałem gest jakbym chciał ją przytulić. Dalej wszystko działo się bardzo szybko, sam nie byłem w stanie zarejestrować wzrokiem co się u licha stało. Rzucałem się z Madeleine po podłodze, próbując ją unieruchomić. Dziwiłem się, że jeszcze nie użyła na mnie swojej sztuczki. Jednak skubana silna była, cały czas odpierała moje ataki. Znikąd pojawiła się Elena i wbiła kołek w klatkę piersiową Madeleine. Wampirzyca ryknęła z furią i rzuciła dziewczyną o pobliską ścianę, tak, że ta straciła przytomność.
- Niech to szlag! - Krzyknąłem widząc jak Madeleine wyciąga sobie kołek. Elena chybiła. Zostałem sam z wampirzycą. Odsunąłem się od niej i warknąłem ukazując kły.
- Załatwię cię, Klaus. Własnoręcznie. - Powiedziała Madeleine z uśmiechem. W oczach miała niezdrowy blask. Rzuciła się na mnie, była szybsza, a ja zareagowałem zbyt późno. Wampirzyca zbliżyła kołek do mojej klatki piersiowej. Mocowałem się z nią, jednak na nic. Wciąż napierała kołkiem** na skórę, coraz mocniej i mocniej.
* - J. R. R. Tolkien, Władca Pierścieni, Wyprawa. Strona 60 .
** - Kołek jest wykonany z białego dębu, który zabija pierwotnych. Tylko takim kołkiem można zabić Madeleine, jako że ona jest "nadwampirem', posiada moc. To oczywiście tylko i wyłącznie mój osobisty pomysł.
--------------------------------------------------------------------
No i oto nowy śmieć ! Mam nadzieję, że ktoś z was lubi takie bezsensowne śmieci, bo w przeciwnym wypadku nie mam po co tego pisać . xd Dziękuję za komentarze . ;* ;* ;*
niedziela, 13 stycznia 2013
Zakazana miłość VII
Caroline :
- Caroline... - zaczęła niepewnie Elena - Wszystko w porządku? - Pośpiesznie otarłam rękawem cieniutkiego swetra mokre od łez policzki. Przypuszczałam, że wyglądam teraz fatalnie. Mimo tego, niechętnie się odwróciłam. Elena widząc moją zaczerwienioną twarz otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Byłam tylko kolejną podłą gierką Klausa! - Wykrzyczałam zdenerwowana i zrozpaczona. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś mógł mnie w ten sposób potraktować. Jedyną osobą która sobie na to pozwoliła był Damon w przeszłości, ale nie miałam zamiaru tego rozpamiętywać w nieskończoność. Dziewczyna przytuliła mnie do siebie bez zadawania zbędnych pytań. Po prostu trzymała mnie w objęciach i milczała razem ze mną. To na pewno przynosiło większą ulgę, niżbym miała teraz jej wszystko ze szczegółami opowiadać. Wolałam o tym nie myśleć i w ogóle zapomnieć o całej sprawie. Wolałam zamieść problem pod dywan. Tak było łatwiej. Wyswobodziłam się delikatnie z uścisku Eleny.
- Eleno, nie obrazisz się gdy zostawię cię tu samą? Wolałabym wrócić do domu, te buty są bardzo niewygodne. - Wiedziałam, że to głupia wymówka, i Elena bez wątpienia też tak pomyślała ale pokiwała tylko ze zrozumieniem głową. Przytuliła mnie jeszcze raz i ruszyła wgłąb posiadłości. Pewnie starała się znaleźć Damona. Nic dziwnego, w końcu mogła się nim nacieszyć. Tylko mi zawsze z nikim nie wychodziło... Jeszcze raz otarłam twarz i ruszyłam w kierunku wyjścia, tak jak to planowałam. Mijając całą masę wytwornie ubranych ludzi, nawet nie zwracałam uwagi na ich twarze. Toteż bardzo się zdziwiłam gdy przed samymi, pokaźnymi drzwiami wpadłam na wysokiego mężczyznę.
- No co ty Caroline, już wychodzisz? - Dopiero teraz się zorientowałam kim był mężczyzna. Uśmiechnęłam się do stojącego przede mną Matta.
- Jakoś impreza nie przypadła mi do gustu. - Wyjaśniłam zmuszając się na rozbawiony ton.
- Może cię podwieźć do domu? - Zapytał.
- Gdybyś mógł. - Zgodziłam się z uśmiechem i wyszłam z w końcu z tego przeklętego miejsca.
Klaus :
Stałem na obszernym balkonie i patrzyłem nieobecnym wzrokiem przed siebie. Z tego stanu wyrwały mnie wibracje telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz i odebrałem.
- Kol, dobrze, że dzwonisz. Tak się składa, że potrzebuję twojej pomocy.
- Czego potrzebujesz? - Usłyszałem w słuchawce.
- Znajdź mi tą wywłokę Madeleine. Dowiedz się gdzie jest, byle szybko. To ważne. - Wyjaśniłem.
- Robi się. A powiesz mi o co chodzi i dlaczego ci tak na tym zależy? - Zapytał Kol.
- To nieistotne. Dziękuję ci, bracie. - Odpowiedziałem. Pierwotny się rozłączył a ja z satysfakcją wyobrażałem sobie śmierć wampirzycy.
- Dlaczego akurat Caroline, Klaus? Dlaczego? - Usłyszałem za sobą kobiecy podniesiony głos. Odwróciłem się z ironicznym uśmiechem.
- Elena, kochanie, nie znasz wszystkich faktów więc się nie wtrącaj. - Powiedziałem jak najgrzeczniej potrafiłem w obecnej chwili. Dziewczyna spojrzała na mnie z niechęcią. Na jej twarzy malowała się wściekłość. Muszę przyznać, że bawiło mnie to.
- Wiem, że skrzywdziłeś moją przyjaciółkę, i to mi w zupełności wystarcza! - Krzyknęła Elena. Uniosłem brwi i spojrzałem z lekką pogardą w jej stronę. Jednak przyszło mi do głowy coś bardzo mądrego.
- Słuchaj, chyba potrzebuję twojej pomocy... - zacząłem - Nie patrz na mnie w ten sposób, wszystko ci wyjaśnię. - Dokończyłem widząc reakcję dziewczyny. Wyglądała jakby nie do końca wierzyła w to co słyszy i miała ochotę walnąć mną o pobliską ścianę. Cóż, pewnie tak było.
- Ja nie chciałem skrzywdzić Caroline tak jak ty to sobie teraz wyobrażasz. Miałem ku temu powody. Możesz mi wierzyć lub nie, ale swoją osobą narażałem ją na niebezpieczeństwo przed którym nawet ja - tu uśmiechnąłem się szelmowsko - nie byłbym w stanie jej uchronić po mimo mojej siły. - Dokończyłem. Widać było, że Elenie moje gadanie bardzo działa na nerwy.
- Przypuśćmy, że ci pomogę. Co to za niebezpieczeństwo i co miałabym zrobić? - Zapytała dziewczyna przyglądając mi się podejrzanie.
- Cóż, będziesz musiała wbić kołek w serce wampirzycy, podczas gdy ja będę starał się ją unieruchomić. Tylko nie wiem, czy dam radę. Widzisz, ona potrafi... sprawić, bym stracił przytomność. I wtedy nie będę mógł jej ani zabić, ani przytrzymać. Ale ciebie w ten sposób nie unieruchomi. Jesteś sobowtórem Eleno! Żadne takie sztuczki na ciebie po prostu nie działają. - Wyjaśniłem. Elena była zdezorientowana. Usłyszałem jak ciężko wzdycha.
- Dobrze, jestem w stanie to zrobić. Dla Caroline. - Zgodziła się ciemnowłosa. Teraz pozostało tylko wymyślić jakiś sprytny plan.
---------------------------------------------------------------
No i jest jakiś tam nowy rozdział . Starałam się bardzo napisać coś dłuższego ale nie miałam jakoś na to siły . :( Ale jak najszybciej napiszę dalszy ciąg . Wiem, że rozdział nie za ciekawy i w sumie nudny jak flaki olejem, ale nic lepszego nie wymyśliłam . Dziękuję za wszystkie komentarze ponieważ każdy z nich daję mi siłę, której teraz potrzebuję . :*
+ Zapraszam na mojego nowego bloga, który powstał pod wpływem ... impulsu . :)
katherine-stefan.blogspot.com/
sobota, 12 stycznia 2013
Ogłoszenie!
Chciałam poinformować, że nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział . Kompletnie nie potrafię niczego napisać . Nic nie składa się w logiczną całość . Może w ferie coś mi wpadnie do głowy . Na razie mam trochę problemów życiowych, że tak to ujmę . Wszystko mi się sypie i nie potrafię nic na to poradzić, więc co dopiero mówić o pisaniu opowiadania . Przepraszam bardzo . Obiecuję, że postaram się w miarę szybko napisać cokolwiek, żeby nie było, że zaniedbuję bloga . Trzymajcie się . ;) :*
środa, 2 stycznia 2013
Zakazana miłość VI
Klaus :
Świeża krew tej dziewczyny dodała mi sił i poprawiła nastrój. Szybko wróciłem do domu by doprowadzić się do porządku. Wziąłem prysznic, zmieniłem ubranie i zszedłem na dół, prosto do jadalni. Przy stole siedziała Rebekah. Pisała coś na niewielkich kartkach. Przypominało to zaproszenia. Chcąc dowiedzieć się o co chodzi, przysiadłem się do siostry.
- Miło, że zachciałeś w końcu pojawić się w domu. - Odezwała się pierwsza. Na ustach wykwitł jej kpiący uśmieszek, jakby bawiła ja ta sytuacja.
- Oh, a skąd ci przyszło do głowy, że ZECHCIAŁEM w końcu się tu pojawić ? - Odparłem uśmiechając się jeszcze szerzej. To chyba zdenerwowało blondynkę.
- Nie bądź taki mądry braciszku bo dostaniesz zakaz wstępu na jutrzejszy bal. - Powiedziała Rebekah.
- Jaki znowu bal ? - Zapytałem podejrzliwie . - Nie miałaś już czego wymyślić ? - Dodałem.
- Nie bądź taki marudny. Przyda nam się zabawa w klasycznym stylu. No wiesz Nik, mam na myśli suknie, szampan, klasyczne tańce... Jednymi słowy - nasz klimat, czyż nie ? - Zapytała pierwotna nieco zbyt podekscytowana. Nie podobał mi się ten pomysł. Chyba że, u mojego boku pojawi się na balu Caroline. Wtedy przyjęcie mogłoby się udać, moim zdaniem oczywiście.
- Dla twojej barbie też wysyłam zaproszenie... - Powiedziała Rebekah uśmiechając się podejrzanie. Chyba czytała mi w myślach. Może powinna być wiedźmą a nie wampirzycą... Intrygujący fakt. A może po prostu to ta cała kobieca intuicja. Zresztą jakie to ma znaczenie, sam siebie skarciłem w myślach.
- Powodzenia w przygotowaniach. - Rzuciłem uśmiechając się szeroko i w wampirzym tempie skierowałem się do mojej sypialni. Było to chyba najjaśniejsze pomieszczenie w całym domu, nawiasem mówiąc. Nagle poczułem wibracje telefonu. Wyciągnąłem urządzenie z kieszeni po czym nacisnąłem słuchawkę, mimo że nie znałem numeru.
- Halo ? - Wypowiedziałem standardowe słowo rozpoczynające chyba każdą rozmowę telefoniczną.
- Witaj Klaus. - Powiedział jakiś damski głos. Nagle mnie olśniło.
- Madeleine... - Mruknąłem zdziwiony.
- No brawo, szybko się zorientowałeś. Myślałam, że dłużej to potrwa, miałabym ubaw. - Powiedziała.
- A może tak przejdźmy od razu do tego, czego tak właściwie ode mnie chcesz ? - Zapytałem poirytowany.
- Nie bądź taki niecierpliwy kochanie, już ci wszystko tłumaczę. Sprawa jest prosta - lepiej skończ znajomość z tą blondyneczką bo może jej się stać krzywda, Chyba znasz moje możliwości i wiesz co jestem w stanie zrobić gdy nie dostaje tego czego chcę ? - Mówiła Madeleine.
- Odebrało ci chyba rozum. Nie chcę być niekulturalny, ale nie masz prawa się wtrącać do mojego życia. - Odrzekłem zdenerwowany. Ledwo panowałem nad sobą.
- W takim razie będę zmuszona ją zabić... Wszystko zależy od ciebie Klaus. - Powiedziała dziewczyna głosem przepełnionym pewnością siebie. Mógłbym przysiąc, że uśmiechała się w tej chwili. Już miałem zacząć się na nią wydzierać gdy nagle się rozłączyła.
- Cholera jasna ! - Krzyknąłem. Jedyne co teraz czułem to furia i wściekłość a także strach. Strach o to co może stać się Caroline. Nie mogłem do tego dopuścić. Ale skąd mogłem wiedzieć, że Madeleine jeszcze w ogóle pamięta o moim istnieniu ? Moja przygoda z nią zakończyła się naprawdę dawno temu. Będzie już z jakieś pół wieku. Była służącą w domu mojej rodziny. Pamiętam, że Rebekah zawsze nią pomiatała. Za to ja wdałem się z nią w romans, pociągał mnie zapach jej krwi, jej kruchość, to, że była mną taka oczarowana. Zakończyłem tę znajomość gdy Elijah pod wpływem impulsu przemienił Madeleine w wampira. Do dziś mi nie powiedział co go do tego skłoniło, ale przypuszczałem, że coś do niej czuł i po prostu nie chciał jej stracić. A o naszym romansie chyba po prostu nie wiedział. Ale żeby miała czelność odzywać się po takim czasie i grozić Caroline ?! Jakaś sfrustrowana suka... Ale był pewien problem. Ona naprawdę może zabić Caroline. Madeleine jest wampirem dość nietypowym. Ma jakieś dodatkowe zdolności, nie jest jasne skąd się to u niej wzięło. Potrafi umysłem sprawić by inni tracili przytomność. Więc nawet nie mógłbym uratować Caroline... Ale przecież nie mogę jej teraz tak zostawić, nie po tym wszystkim co osiągnąłem. Musiał być inny sposób... Ale żaden nie przychodził mi do głowy. Wszystko jakby runęło w jednej chwili. Zacząłem bez zastanowienia demolować cały pokój. Rzucałem o ścianę meblami, tłukłem wazony, niszczyłem wszystko co miałem pod ręką. Byłem wściekły i bezsilny.
- Nik ! Nik, uspokój się i powiedz co się stało ! Co cię tak rozwścieczyło, że niszczysz cały pokój ? Wiesz ile czasu zajmie mi odnowienie go ?! - Krzyczała w progu Rebekah. Tylko irytowała mnie jeszcze bardziej. Nie odpowiedziałem jej. Cały czas łamałem kolejne elementy pomieszczenia. Rebekah tylko krzyknęła coś o tym, że już mi kompletnie odbiło i wyszła. Ma szczęście bo jeszcze chwila i ją też bym połamał.
Caroline :
Obudził mnie donośny dźwięk, jakby coś się stłukło. Poderwałam się z łóżka i od razu tego pożałowałam. Głowa mi pękała. Kac widać dotyka nawet wampiry. Szkoda tylko, że aspiryna na niego nie pomaga.
- Wszystko gra ?! - Zawołałam .
- Tak tak, tylko kubek spadł na podłogę i się stłukł ! - Odkrzyknęła mi mama. Ziewnęłam, przeciągnęłam się i wstałam z łóżka. Po pokoju porozrzucane były strzępy mojej wczorajszej sukienki. Całe szczęście, że pamiętałam większość wydarzeń. Ale sukienki było mi szkoda. Pomijając już tą sukienkę, wzięłam z szafy czyste ubrania i poszłam pod prysznic. Letnia woda działała kojąco na obolałe mięśnie a i głowa mnie mniej bolała. I właśnie wtedy znowu zaczęłam myśleć o Klausie. Wczoraj zachował się naprawdę cudownie. Tylko jak go spotkam to chyba zapadnę się pod ziemię. Poczułam okropny wstyd. Rzuciłam się wczoraj na niego jak jakaś niewyżyta seksualnie. Co on sobie musiał pomyśleć. Wolałam nawet tego nie wiedzieć. I przez jakiś czas powinnam go chyba unikać... Tak, to na najlepsze rozwiązanie. Wyszłam spod prysznica mając w głowie obrazy z wczorajszego wieczoru. Te wargi hybrydy błądzące po moim ciele, ten hipnotyzujący wzrok, jego dłonie głaskające mnie po głowie. Dawno nie czułam się przy nikim tak jak przy nim. Nie nie nie ! Nie myśl o tym Caroline ! Przecież to jest chore, to nie ma sensu... Eh, samej siebie nie umiałam przekonać a co dopiero Klausa. Pewnie teraz czuje się usatysfakcjonowany, że dostaje to czego chce. Ubrałam się i wróciłam do pokoju. Ogarnęłam nieco jego wygląd i zabrałam się za ścielenie łóżka, jednak zwróciłam uwagę na małą karteczkę. Wzięłam ją i wzięłam się za czytanie zawartości.
" Kochana Caroline !
Wybacz, że tak tajemniczo zniknąłem, ale mam kilka spraw do załatwienia. Mam cichą nadzieję, że pamiętasz wczorajszy wieczór oraz noc. Gdybyś jednak nie pamiętała, to od razu uprzedzam, że do niczego poważniejszego między nami nie doszło. Nie masz się czego obawiać. Klaus "
Zaczęłam chichotać, zabawne jest to, jak mnie uprzedził że nic się nie wydarzyło. Bał się, że go za to zabiję, czy co ? Znowu zachichotałam i wsadziłam liścik do szuflady nocnej szafki. Poszłam do kuchni, mamy już nie było w kuchni i z tego co zauważyłam nie było jej w ogóle w domu. Z pracy dopiero wróciła więc nie miałam pojęcia gdzie może być. Zmarszczyłam brwi myśląc nad tym po czym wzięłam z lodówki torebkę krwi i wypiłam jej zawartość. Od razu poczułam się lepiej. Ból głowy prawie całkowicie mnie opuścił. Usłyszałam dzwonek do drzwi, a w drzwiach Elenę. Zdziwiona uścisnęłam ją przyjacielsko.
- Wejdź do środka, a nie tak stoisz. - Powiedziałam uśmiechnięta.
- Dzięki Caroline. Słuchaj, nic mnie nie obchodzi czy tego chcesz czy nie ale jutro idziemy na bal. - Powiedziała dziewczyna unosząc lekko brwi i uśmiechając się zadziornie.
- Jaki znowu bal ? Coś ty wymyśliła ? - Zapytałam z obawą w głosie.
- Przyjęcie u Mikaelsonów. Piękne suknie i dobry szampan. No i... Klaus . - Elena zachichotała.
- Dobrze, niech ci będzie, pójdziemy tam. Tylko musimy sobie załatwić sukienki. - Odparłam. Elena pisnęła jak małe dziecko. Była strasznie szczęśliwa. Ostatnio prawie zawsze taka była. Widać u boku Damona jednak odnalazła to czego szukała. Cieszyłam się z tego faktu. Kilka minut później już byłyśmy w drodze do jakiegoś sklepu.
Klaus :
Siedziałem na jednym z krzeseł w salonie który teraz wyglądał zupełnie inaczej niż jeszcze wczoraj. Wszędzie było dużo miejsca, tak by można było tańczyć. Gdzieniegdzie stały szykowne stoliki a na nich tace z kieliszkami wypełnionymi szampanem. Wszystko wyglądało jak z innej epoki. Podobał mi się ten klimat, ale nie aż tak by cieszyć się jak moja siostra. W dodatku ja będę się w przeciwieństwie do niej męczył na tym przeklętym przyjęciu. Muszę włożyć całą swoją siłę w to by ignorować Caroline lub nawet być dla niej nieuprzejmym. To będzie prawdziwa tortura... Nic tylko się cieszyć !
***
Właśnie rozmawiałem z panią burmistrz, popijając drogiego szampana gdy dostrzegłem wchodzącą do środka Caroline i jej przyjaciółkę - Elenę Gilbert oczywiście. Pewnie przyszli z nią też ci jej obrońcy, bo bez nich ani rusz. Ah, ten ich trójkącik mnie rozwalał. Mój wzrok utkwił na postaci wampirzycy o blond włosach. Caroline miała długą i obfitą suknię w kolorze szmaragdowym. Włosy były specjalnie na tę okazję upięte z tyłu głowy, a kilka kosmyków opadało na jej anielską twarz. Wyglądało ślicznie. A gdy uśmiechnęła się do mnie, myślałem że dostanę zawału. Jej uroda zwalała mnie z nóg. Opamiętałem się i przybrałem jak najbardziej obojętny wyraz twarzy. Odwróciłem twarz w inną stronę. Ostatnie co ujrzałem to zdziwienie i niedowierzanie na twarzy Caroline. Chwile potem już jej nie było, gdzieś poszła, znikając mi z oczu. Wolałbym wiedzieć co się z nią dzieję, ale nie mogłem narażać jej na niebezpieczeństwo ze strony Madeleine. Przyjęcie mijało mi bez większej radości. Chodziłem tylko po domu, zabawiając gości pogawędką. W pewnym momencie poczułem szarpnięcie za ramię. Od razu się odwróciłem gotowy do ataku. Jednak ujrzałem tylko Caroline. Lub może aż Caroline. Ścisnęło mnie w gardle, nie wiedziałem co robić. Musiałem przecież zachować obojętny wyraz twarzy, musiałem wykazać się siłą woli.
- Mogę w czymś pomóc ? - Zapytałem uprzejmie lecz chłodno.
- Coś się stało ? - Zapytała wampirzyca zdziwionym głosem. W jej oczach dostrzegłem błysk smutku. Ale musiałem być twardy, musiałem ją od siebie odtrącić... Musiałem ją zranić. To jedyne wyjście. Wziąłem głęboki wdech by dodać sobie odwagi.
- Caroline, ja dostałem już to czego chciałem. To koniec mojej gry. Celem było uwieść twoją skromną osóbkę. I udało mi się to wczoraj, mimo, że sam to przerwałem. Powiedzmy, że polubiłem cię i nie chciałem wyjść na skończonego chama który cię przeleci i odtrąci. Ale prawda jest taka, że zaczęło mnie już to nudzić. Muszę znaleźć sobie jakąś inną rozrywkę. - Powiedziałem chłodnym, wrogim wręcz głosem. W sercu czułem potworny ból, jakbym miał zaraz umrzeć. Nagle poczułem mocny cios na policzku. Caroline załkała cicho i pobiegła w przeciwną stronę. Osunąłem się na podłogę oddychając ciężko. W oczach miałem łzy. Nie mogłem uwierzyć, że to zrobiłem. Mój świat się rozpadł, mój świat dał mi w twarz i uciekł płacząc. Jestem pierdolonym potworem. Potworem który musi zabić Madeleine. Znajdę sposób by wykończyć sukę. Przysięgam...
-------------------------------------------------------------
No i jest jakiś tam nowy rozdział . :) Weny wciąż mi brakuje, mam nadzieję, że szybko do mnie wróci i będę miała wielki zapał do pisania, bo jak na razie to szkoda gadać . :( Dziękuję, za miłe słowa lecz także, za każde słuszne uwagi, ponieważ zawsze biorę je sobie do serca i staram się poprawić to co jest złe, lub wam przeszkadza . :) Jak wam minął sylwester ? Hmm ? ;> Kac był ? ;> Hahahah, ja osobiście żałuję, że piłam, ale trudno się mówi . xd No to tego, do następnej . :* <3 Jesteście najlepsi . <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)